Strona:Stefan Grabiński - Salamandra.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Astralne remanenty — szepnąłem zamyślony.
— Tak. Im to właśnie zawdzięczamy cały szereg zjawisk z zakresu t. zw. psychometrji.
— Przypuśćmy tedy, że rzeczywiście udało się Kamie wytworzyć w ten sposób ów szczególny związek między łątką a Halszką — cóż stąd? Dlaczego to miałoby u niej wywołać objawy chorobliwe?
Zamiast odpowiedzi Andrzej przybliżył mi do oczu kukłę.
— Widzisz te otworki porozrzucane w rozmaitych punktach ciała woskowej pałuby?
— Hm. Istotnie. Wyglądają jak dołki i rowki, powstałe od nakłucia szpilką.
— Właśnie. To są ślady magicznej operacji, przedsięwziętej przez Kamę w celu zniszczenia znienawidzonej rywalki.
— To niemożliwe! To nonsens!
— To fakt nie ulegający dla mnie wątpliwości. Jest rzeczą dowiedzioną oddawna, że wszelka rana zadana takiej kukle odbija się straszliwie wiernem echem na ciele jej pierwowzoru. Kama, nakłuwając szpilką woskową tę lalkę, tem samem zadawała na odległość niewidzialne rany Halszce.
— To szaleństwo i zabobon! — krzyknąłem wzburzony. — To przesąd niegodny człowieka XX. wieku! Ty się mylisz Andrzeju!
— Mówię prawdę. Operacja czarnoksięska chociażby była zabobonną i nacechowaną szaleństwem ciemnoty, bywa mimo to niejednokrotnie skuteczną i cel swój zgubny osiąga, o ile jest realizacją silnej, skoncentrowanej w sobie woli. Narzędnie, którem się mag przy swych praktykach posługuje, jest tylko