Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cyprysów, pomarańcz ogrody. Tymczasem, ostatni wieczór rzeźbiarz poświęcił Pawłowi.
Czy ksiądz się czego domyślał, przeczuwał?
Niewiadomo. Oto twarz oparł na dłoni mówił:
— Miałem tej nocy dziwny sen. Przyśniło mi się dwoje bliźniąt nieszczęśliwym trafem zrośniętych piersiami. Po jakimś czasie okazało się, że jedno z nich jest porażone wstrętnemi krostami, które poczęły je niszczyć w gwałtowny sposób. Chcąc ocalić drugie, należało rozdzielić je. Lekarze uznali rzecz za niemożliwą. Zbadano, ze miały wspólne serce a chociaż tkwiło całe w piersi zdrowego, przecież włókno łączące je z chorem musiało w razie odłączenia ulec zniszczeniu i zgubić drugie. Tak więc skazane były oba na zagładę. Pomyśl... przez jedno małe włókienko! Fatalne!
Sebastjan badał uważnie twarz przyjaciela:
— Cóż dalej?
— Dalej? Cóż, chcesz? Wynik jasny. Widziałem z przerażeniem okropny zanik jednego, który przeniósł się z kolei na zdrowe. Obudziłem się właśnie w chwili, gdy choroba docierała do serca...
— Istotnie — szepnął dzwonnik — istotnie... dodał ciszej:
— Dziwne podobieństwo...
Zmierzchło się zupełnie.
Paweł powstał i wyciągnął dłoń na pożegnanie.