Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nad ranem znaleziono mię gdzieś w ogrodzie na ławce bez pamięci...

W dwa miesiące potem, przechodząc przypadkiem koło willi „Pod lipami“, spostrzegłem w parku krzątających się robotników. Otulano róże na zimę w słomiane chochoły. Jakiś mężczyzna wytwornie odziany nadchodził z głębi alei i coś mówił.
Tknięty nieprzemożną chęcią, zbliżyłem się doń, uchylając kapelusza:
— Przepraszam. Czy to jest dom pani Jadwigi Kalergis?.
— Niegdyś był jej własnością — brzmiała odpowiedź. — Od tygodnia rodzina objęła go w spadku.
Uczułem dziwne ściskanie w gardle.
— W spadku? — zapytałem, siląc się na ton obojętny.
— No tak, Jadwiga Kalergis nie żyje już od dwu lat. Zginęła wkrótce po wyjeździe zagranicę podczas jednej z wycieczek w Alpy. Pan pobladł? Co to panu?...
— Nic... ależ nic... Przepraszam pana. Dziękuję za informację.
I zataczając się na nogach, odszedłem wybrzeżem ku miastu...