Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nami. Gdy wreszcie wysunie się skądś z ciemnego kąta sypialni, jest cała spowita w te obmierzłe kwefy, że chwilami czyni wrażenie widziadła. Ubiegłego tygodnia patrzyła na mnie z poza tych obsłon jak przez wąską szparę.
Zato namiętność jej w tych czasach widocznie wzrosła. Ta kobieta szaleje! Cała zamknęła się w błędnem kole płci i tarza się w rozpasaniu, czołga w konwulsjach chuci. Są chwile, że nie mogę nadążyć jej w tym iście szatańskim rozmachu i zostaję poza nią odurzony, wyczerpany, bez tchu. Do czarta! Nie znałem jeszcze Jadwigi Kalergis!
Z drugiej strony jednak od pewnego czasu obserwuję w jej postaci jakieś oryginalne zjawisko, które w przybliżeniu określiłbym jako „nieuchwytność“. Czy to dzięki tym białym zasłonom, w które się teraz tak starannie otula, czy to wskutek skąpego oświetlenia — postać jej wymyka mi się chwilami z pod kontroli wzroku. Powstają stąd niekiedy ciekawe złudzenia i optyczne niespodzianki. Czasem widzę ją podwójnie, kiedyindziej znów jakby w jakimś śmiesznym skrócie, to znów niby w dalekiej perspektywie. Zupełnie jak w „tańcu siedmiu zasłon“, lub na obrazach kubistów. Nieraz wygląda na posąg niewyrzeźbiony do końca, w jakiemś zagadkowem stadjum powstawania, niby projekt napół wykończony.
Lecz owa „nieuchwytność“ przechodzi też i w sferę dotyku. Zwłaszcza o ile chodzi o górną