Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wany na pamiątkę fragment peplosu. Nagle porównałem kształt jego z rysunkiem wyrwy na kotarze. Jakaś myśl dziwna przyszła mi do głowy. Wydały mi się identyczne. Przyłożyłem kawałek trzymany w ręce do rozdartego brzegu kotary. Szczególne! Odcinek greckiej szaty wypełnił lukę jaknajdokładniej!! Jak gdyby to był kawałek oddarty nie z jej sukni, lecz z kotary, lub jak gdyby peplos i zasłona były jednem i tem samem...
W pół godziny potem, witając się z Jadwigą, bacznie przypatrywałem się jej sukni. Lecz ślady rozdarcia zniknęły; szata spadała ku stopom w przeczystych fałdach, nie skażonych najlżejszą skazą.
Ona znać zauważyła, że ją obserwuję, bo uśmiechnęła się napół figlarnie, napół zagadkowo. Wtedy, unosząc w górę oddarty kawałek peplosu, poprowadziłem ją do niszy, by tu pokazać jej to, co zaobserwowałem. Lecz rzecz dziwna! Kotary już nie było! Śmieszna myśl nasunęła się niespodzianie:
— Czyżby „pożyczyła“ jej sobie do peplosu?...
Tymczasem w miejsce zasłony otwierała przed nami gościnne ramiona zaciszna wnęka z miękkiem, zapraszającem łożem w pośrodku. Spojrzałem na Jadwigę. Odpowiedziała uśmiechem czarującej zachęty...

Zrobiłem niedawno ciekawe „odkrycie“. Ona ma na ciele znaki przyrodzone zupełnie podobne