Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czasu sfiksował do reszty. Gadać z nim nie można.
— Podwika! Cherchez la femme! — objaśniał stary jak świat reporter. — Nic innego. Jak Boga mego kocham.
Punktualnie o szóstej wieczorem wszedłem przez uchylone drzwi do jej sypialni. Jadwigi jeszcze nie było. Na stole strojnym w wspaniały serwis dymiła filiżanka czekolady, obok na talerzu piętrzyła się piramida z ciastek, iskrzył się zielony likier.
Usiadłem twarzą do sąsiedniego pokoju i sięgnąłem po cygaro z chryzolitowego pudełka. Wtem wzrok mój padł na ćwiartkę papieru między trzonami trabucco. Poznałem jej pismo; było przeznaczone dla mnie.
— Drogi! Wybacz opóźnienie. Wrócę z miasta za pół godziny. Do miłego widzenia!
Ucałowałem liścik i ukrywszy go na piersi, wychyliłem wonny odwar. Po pierwszym kieliszku likieru uczułem niby senność. Zapaliłem świeże cygaro, wlepiając machinalnie oczy w błyszczącą naprzeciw na ścianie grecką pawęż z wizerunkiem Meduzy pośrodku. Lśniąca pierś tarczy miała w sobie coś dziwnie przyciągającego, przykuwała wzrok, więziła wolę.
Wkrótce cały skupiłem się w jednym świetlanym punkcie, w miotającem pioruny blasków oku wężowłosej Gorgony. Nie mogłem oderwać się od hypnotyzującego środka. Powoli zapada-