moja! Oto dzień mi się kłoni pod wieczorną godzinę w rozblaskach jasny, pogodny, i pieśń moją nucę z podniesionem czołem, w łaskę Twą bogaty — Pani moja przedziwna!...
Dzisiaj już czwartek. Pojutrze o tej samej zachodu godzinie mam ją ujrzeć. Nie wcześniej. Taka jej wyraźna wola. Biorę do ręki jej list, tę bezcenną, koloru lila ćwiartkę papieru, z której ulatnia się subtelna woń heljotropu i odczytuję po raz, nie wiem, który:
Twoja Jadwiga Kalergis“.
Dom przy ul. Zielonej 8! Jej willa! Willa „Pod lipami“! Wspaniały, w stylu średniowiecznym pałacyk pośród pysznego parku, odcięty od ulicy gęstą, drucianą siatką i lasem drzew, cel mych codziennych niemal przechadzek! Ileż to razy zakradałem się wieczorną porą w okolicę tego zacisza, z bijącem sercem wypatrując cień jej postaci na szybach okien!...
Zniecierpliwiony wyczekiwaniem upragnionej soboty, byłem tam już parę razy i próbowałem wejść; lecz zawsze zastawałem furtkę parkową zamkniętą: klamka ustępowała wprawdzie pod naciskiem ręki, lecz zamek nie odskakiwał. Widocznie dotąd nie wróciła. Należy być cierpliwym