Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ułożę porządek naszych wędrówek. Zgadza się Pan?
— Z najgłębszą wdzięcznością. Od czego zaczniemy?
Uśmiechnęła się.
— To tajemnica. Dowie się Pan popołudniu. Chcę Panu zrobić niespodziankę. Proszę zatem oczekiwać mnie o czwartej na Ca d’Oro. Do widzenia!
Gondola przybiła do brzegu; łabędzia jej szyja położyła się na omszałych stopniach schodów, co wiodły pomiędzy kolumny jednego z tych cudnych pałaców, które odbija tak wiernie ciemna fala Canale Grande. Tutaj Inez wysiadła. Podał jej rękę czekający już lokaj, bo schody od pleśni zielone śliskie były i niepewne.
— Beppo, odwieziesz Pana do S. Marcuola — poleciła na pożegnanie i posławszy mi czarujący uśmiech, zniknęła za kotarą w głębi krużganka.

Nie mogłem doczekać się utęsknionej godziny. Stan podniecenia, w który mnie wprawiła radosna przygoda, był tak silny, że zapomniałem o obiedzie i nie wróćiłem do swego