Strona:Stefan Grabiński - Klasztor i morze.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miętna panna odsunięta od biesiady życia bezlitosnym wyrokiem Nieba. Zdławione gwałtem porywy krwi odezwały się czerwonym krzykiem i zaczęły domagać się swych praw. Nie pomogły okrutne samoumartwienia, dobrowolna chłosta i błagalna rozpacz modlitwy; wielka, niczem nie dająca się powstrzymać fala zaczęła przełamywać wszelkie jazy i tamy, przewalając się rozhukaną grzywą nad głową nieszczęśliwej. Te noce grzeszne, te noce purpurowe krwi pożogą, noce nieprzespane! Te godziny rozełkane tęsknotą ku temu, który nie miał przyjść nigdy, nabrzmiałe żądzą rozkoszy, której on nie miał nigdy zaspokoić! Te noce straszliwe, noce samotnego grzechu rozświetlone pożarem wielkich ogni, rozżarzone do oślepiającej bieli, świętokradcze!
A po nich owe brzaski ospałe, wyczerpane, beznadziejnie puste — poranki skruchy i żalu pod glorją zimowych słońc — prostracje duszy i ciała wśród chłodnych ścian oratorjum — rozkrzyżowania pokutne na posadzkach kaplic przy wtórze głuchych ech odbitych od klasztornego stropu...
Cały rok wrzała zajadła walka, cały rok zmagała się siostra Agnes z własnem ciałem. Wreszcie wyszła z tych zapasów zwycięska; wybladła, wyczerpana od postów i bezsennych nocy, ascetycznie wyszczuplała lecz zwycięska.