Strona:Stefan Grabiński - Engramy Szatery.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy zdumiony nie odrywał oczu od niesamowitego zjawiska, odezwał się poza nim szmer kroków. Odwrócił się i spostrzegł zbliżającego się ku niemu asystenta Derwicza.
— Co pan naczelnik tak pilnie obserwuje na torze? — zapytał młody człowiek, przykładając palce do czapki.
— Szczególny fenomen, panie kolego — odparł Szatera, wskazując na piasek — co pan myśli o tej figurze?
— Której? Gdzie.
— O, tutaj, ta kupka piasku. Niech się jej kolega lepiej przypatrzy.
W tej chwili nadpłynął z przestrzeni świeży podmuch wiatru i rozwiał rzeźbę — efemerydę.
— Sacre bleu! — zaklął Szatera — spóźnił się kolega o parę sekund. A warto było zobaczyć.
I wytłómaczył mu, o co chodziło. Derwicz wysłuchał z zajęciem lecz nie wyglądał na przekonanego.
— Mogło się jednak to wszystko panu naczelnikowi przywidzieć — rzekł w końcu