Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/178

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    osób z walizkami w ręku; oczy ich niespokojne, ruchy nerwowe zdradzały podniecenie.
    — Zapewne chcieli już wysiąść w Drohiczynie — rzucił przypuszczenie inżynier — lecz w ostatniej chwili odmyślili się.
    — I teraz żałują — dopowiedział Ryszpans.
    W tej chwili ukazał się na platformie garbaty budnik. Na twarzy jego grał groźny, demoniczny uśmiech. Za nim wyciągniętym szeregiem postępowało kilku podróżnych. Przechodząc obok profesora i jego towarzysza, Wiór powitał ich jak dobry znajomy:
    — Rewia skończona. Proszę panów za mną.
    U wylotu kurytarza rozległ się krzyk kobiety. Mężczyźni spojrzeli w tę stronę i spostrzegli znikającą w otworze odchylonych drzwi postać jakiegoś pasażera.
    — Wypadł czy wyskoczył? — odezwało się parę głosów.
    Jakby w odpowiedź zanużył się w czeluść przestrzeni drugi pasażer, za nim podążył trzeci, za tym rzuciła się w dzikiej ucieczce reszta zdenerwowanej grupy.
    — Powaryowali?! — zapytał ktoś w głębi. — Wyskakiwać z pociągu w pełnym biegu? No, no...
    — Znać spieszno im było na ziemię — szydził inżynier. I nie przypisując już większej