Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle Nuna, oparta na jego ramieniu, zaciążyła mu jak przeznaczenie. W mgnieniu oka wyczołgała się skądś z załomów duszy groza, obłąkana groza i zjeżyła mu włosy. Zacięte febrycznie usta zadzwoniły na trwogę. Wyszczerzył ostre kły ohydny, podły strach...
Został tylko morderca i nędzny tchórz.
Wśród największej ciżby oswobodził ramię z uścisku Nuny, odsunął się od niej niespostrzeżenie i przez jakiś ciemny korytarz przedostał poza dworzec. Rozpoczęła się szalona ucieczka wśród zaułków nieznanego miasta....