Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więźbą. Łkania wstrząsały piersią, spieczone usta wyrzucały jakieś słowa, zaklęcia...
Wtem uczuł Godziemba dotkliwy ból z tyłu głowy i niemal równocześnie usłyszał rozpaczliwy krzyk Nuny. Półprzytomny odwrócił się i w tejże chwili otrzymał silny raz w policzek. Krew uderzyła mu do głowy, wściekłość wykrzywiła usta. Jak błyskawica odparował najbliższe zamierzone cięcie i zwiniętą pięścią grzmotnął przeciwnika między oczy. Rastawiecki zachwiał się, lecz nie upadł. Rozpoczęła się zażarta walka w półmroku.
Inżynier był mężczyzną rosłym i silnym — mimoto szala zwycięstwa odrazu przechyliła się na stronę Godziemby. W tym człowieku napozór nikłym i słabym obudziła się jakaś nerwowa, występna moc; jakaś zła, demoniczna siła podnosiła jego wątłe ramię, wymierzała ciosy, paraliżowała atak. Oczy dzikie, przekrwione śledziły drapieżne ruchy wroga, odgadywały myśl, uprzedzały zamiar.
Zmagali się w ciszy nocnej, przerywanej hukiem pociągu, łoskotem nóg lub przyśpieszonym oddechem ciężko pracujących piersi — borykali się w milczeniu jak dwa odyńce o samicę, przytuloną do wnęki wozu.
Z powodu braku miejsca walka ograniczyła się do nader wąskiej przestrzeni między sie-