Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepraszam. Gdzie się podział ten... faun?
— Co za faun?
— Śnił mi się faun z twarzą jegomościa, który siedział naprzeciw nas.
— Musiał wysiąść na którejś stacyi. Masz teraz miejsce wolne. Połóż się wygodnie i śpij. Jestem zmęczona.
— Dobra rada.
Ziewnął szeroko, wyciągnął się na ceratowych poduszkach i podłożył płaszcz pod głowę.
— Dobranoc Nuna.
— Dobranoc.
Zapadła cisza.
Z przytajonym tchem przykucnął Godziemba podczas tej krótkiej sceny za przepierzeniem i przeczekał niebezpieczną chwilę. Stąd, z czarnego kąta, widział tylko parę jałowiczych butów inżyniera, nieruchomo wystających poza brzeg ławki, a na przeciwległem siedzeniu szarą sylwetkę Nuny. Pani Rastawiecka nie ruszała się z miejsca, wciąż w tej samej pozycyi, w jakiej ją zastał mąż po przebudzeniu. Lecz oczy jej otwarte fosforyzowały w półmroku drapieżnie, dziko, wyzywająco. Tak upłynął kwadrans drogi.
Wtem na tle stukotania wozu zaczęły wydobywać się z ust inżyniera ostre, chrapiące