Strona:Stefan Grabiński - Ciemne siły.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jan.
No — nie. Pod murem; między ścianą domu a altaną.... Alebo Jaśnie Pan jak dziecko! A cóż w tem znowu tak złego? Ot bawi się piaskiem.
Norski.
Właśnie tam.
Jan (zniecierpliwiony).
Et — głupstwo, proszę Pana. Żałuję, żem wspomniał. (po chwili:) Ale da Bóg od jutra już nikt nas nie będzie niepokoił. Dobrze się stało, że ten pan odjeżdża... jakże mu na imię? — no — krewny Jaśnie Pani.
Norski (ponuro).
Masz słuszność.
Jan.
Widzę ja to, widzę, chociaż nic nie mówię. Od czasu, jak przyjechał, niema spokoju w domu. I Jaśnie Pan jakoś wymizerniał i gryzie się więcej niż przedtem (niechętnie) A niech sobie jedzie w świat do licha... (pieczołowicie:) A Jaśnie Pan niech już tak nie sumuje, nie myśli, nie rozbiera... bo sumiennie mówię: niema czego. Zdro-