Strona:Stefan Garczyński - Wacława dzieje.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
55
CZĘŚĆ DRUGA.
INNY GŁOS.

Tylko jej dobrze pogroź a wnet będzie zdrowa.
Udanie! — sztuka kobiet! — a ty przyjacielu
Który żagle popuszczasz kaprysom dziewczyny...

TRZECI.

Jak wieść gruchnie — przepędzi dom wojewodziny.
Księżnej pani i innych uszu dojdzie wielu,
Utracisz sławę twoją, dotąd utrzymaną,
Wiesz dobrze jak się wczoraj z takich rzeczy śmiano.

DOKTOR.

Być może — ale jednak podług Hagemana...

GŁOS KOBIECY.

W ustach sina — na twarzy już blada jak ściana,
Księdza, księdza co prędziej. —

DOKTOR.

Zapóźno umarła!

WACŁAW z uniesieniem.

Krzyczcie ze mną co mocy, co siły, co garła!
Biada, ah biada ojcom, gdy dzieci zabiją!

NIEZNAJOMY dając znak.

Giń obrazie — niech obłok przepaścistą szyją
Połknie senne zjawienia —

(Do siebie.)

Rozdraźniłem serce.
Teraz tylko iskierkę rzuczać po iskierce...

(Robi znaki.)
OBRAZ DRUGI.
(Pokój — kilku wyższych oficerów grają w karty.)
JEDEN Z NICH do ciągnącego bank.

Piątka — czwórka i wygrywa dziesiątka —
Cały bank pękł od razu; niech żyje ojczyzna!
Od ran, głodu, niewygód, lepsza to pamiątka,
Z resztą każdy czy volens czy nolens mi przyzna
Że złoto nie jest słowem.

(Chowa pieniądze.)
DRUGI.

Żarty, wolne żarty
Ale teraz bank ciągnij! —

POPRZEDNI.

Nie gram więcej w karty!

INNY.

Rewanż nam dziś dać musisz.