Strona:Stefan Garczyński - Wacława dzieje.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
52
WACŁAWA DZIEJE

Ale od czegóż zacznę! Niech na samym przedzie
Serce mu zajmie piękność nieszczęśliwa — blada!
Bądź co bądź — ja od czynów odstraszyć go muszę!

DO WACŁAWA w ciągu poprzednim.

I duszą ma swe oczy i przegląda w duszę!
Umiem magnetyzować!

WACŁAW.

Cóż ztąd?

NIEZNAJOMY coraz prędzej.

Poznasz w chwili
Tych, którym życie twoje chcesz ponieść w ofierze.
Ha! już mnie pierwsze drganie magnetyzmu bierze!
Na ciebie je przelewam — niech w kształcie motyli
Co prędko bawią oko i nigdy nie znudzą
Obrazy się mijają — rzucam ręką na cię.

(Robi magnetyzmu znaki.)

Raz pierwszy, drugi, trzeci, w białej pięknej szacie
Czy nie widzisz osoby!

WACŁAW w letargu.

Nieznajomą, cudzą —

NIEZNAJOMY.

Ja przez mgłę tylko widzę — bo oko i ucho
Stępione już jest moje!

WACŁAW.

Głosy jakieś słyszę!

NIEZNAJOMY z ironją.

Wielki duchu, ty w słowa możesz ubrać cisze!
W moich piersiach jedynych, w wrzasku nawet głucho.

(Obrazy różne pokazują się jeden po drugim.)
OBRAZ PIERWSZY.
(Młoda dziewczyna w bieli ubrana na łóżku spoczywa, przy niej trzy inne osoby)
GŁOS DZIEWCZYNY.

Płyńcie, łzy moje płyńcie, ostatki pociechy!
Gdy się dzień zabieli,
Ujrzycie lica blade w małżeńskiej pościeli,
Z niemi serce zastygnie, i ciężkie oddechy
Z ostatnią łzą skonają — pożałujesz córki
Smutek ci marszczki gniewu z czoła wypogodzi
Ale córki nie będzie, córki nie odrodzi —
Nie szukaj jej do koła, na rzeki i wzgórki