Strona:Stefan Garczyński - Wacława dzieje.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
30
WACŁAWA DZIEJE

A i jutro uciecze z dzisiejszą zabawą.
No! — zresztą — jedną jeszcze — ale pod warunkiem
Że potem ni pytaniem, ni mocą, ni trunkiem,
Niczym mnie nie wstrzymacie.

KILKU.

Spiesznie mu za katy!

OBCY CZŁOWIEK.

Przed stu, dwustu może laty,
Kościelne wychudłe szczury,
Widząc co dzień msze — ornaty,
Wszystkie razem wyszły z dziury,
Bo im bardzo w gust przypadło,
Naprzód białe prześcieradło,
Dalej pasek a za paskiem,
Ornat ze złotym obrazkiem.
Lecz krom tego, co nie lada.
To, co ksiądz codziennie zjada.

Więc na radzie jeden rzecze:
Do pomysłu dobra pora,
Proboszcz gdzieś wyjechał wczora —
A zwodne zmysły człowiecze,
Jutro więc niech na dzwonicy
Kilku w spiż wali ogonem;
Ręczę, wszyscy katolicy
Na mszę przyjdą za tym dzwonem,
A ja w ornat się ubierę,
I zaśpiewam miserere.

Jak uradził tak się stało:
By czym przykryć szczurze ciało,
Strzygli ornat przez noc całą.
Gdy się na niebie dzień bieli,
Był to właśnie dzień niedzieli,
Koło siódmej zadzwoniono.
Cóż? — zaledwie w dzwon urżnięto,
Katolików na mszę świętą,
Jedno, drugie wali grono.
Szczur na ołtarz wlazł w gałganie
Inni grali na organie.

Próżna praca — modlitw, płaczu,
I krząkania, dzieci krzyku,