Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzieci swemi pociskami, zanimby dosięgli nieprzyjaciela.
Dzielni obrońcy Głogowa, niepomni na jęki mordowanej dziatwy, odparli szturm, składając na ołtarzu ojczyzny to, co mieli najdroższego, bo dzieci. Szturm odparli, i Niemcy ze wstydem pociągnęli pod Wrocław. Tutaj rozłożyli się obozem. Jak daleko okiem sięgnąć wszędzie ciągnęła się równina.
Cesarz odetchnął, ale co dalej miał robić, niewiedział; czy szturmować do miasta, czy po spoczynku ciągnąć do Krakowa, czy też wracać do swego kraju?
Gdy więc zebrano się na naradę, cesarz w milczeniu przyjął doradców w namiocie i ledwie mogąc pohamować gniew, rzekł drżącym głosem:
— Poszliśmy na Bolesława, tłuczemy się za nim po borach, bagnach i moczarach, szukamy go wszędzie a nigdzie przydybać nie możemy. Bytom pominęliśmy, Głogowa nie dostaliśmy, bitwy żadnej nie stoczyliśmy. Zamiast Bolesława zastępów w otwartem polu, jak na prawdziwych rycerzy przystoi, spotykamy wszędzie tylko pustkowie, zjadliwe robactwo, brak wody, pokarmu i lud dziki. Radźcie więc, co dalej robić, aby nie powiedziano, żeśmy się dziczy ulękli? Według mnie, po wypoczynku i pokrzepieniu wojska, na Kraków nam iść wypada, zdobyć go, gdyby się opierał, i na okup nie