Strona:Stefan Barszczewski - Polacy w Ameryce.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

musi się bądź co bądź zemścić. A jaka zemsta jest milsza nad słowo drukowane, które można rozesłać na wszystkie strony świata; jakie zajęcie milsze dla inteligenta wykolejonego, rzuconego losem na ląd amerykański, nad redaktorskie, na którem można zyskać i trochę grosza i trochę sławy przy pracy łatwej, zasadzającej się na wymyślaniu oraz obrabianiu nożyczkami pism europejskich.
Kupuje więc pan szynkarz czy rzeźnik zapas starych czcionek, parę kaszt drukarskich z drugiej ręki, kilkaset funtów papieru, wynajmuje zecera oraz pana redaktora, a sam przyjmuje tytuł wydawcy, i pismo gotowe. Numer ułożony posyła się do odbicia do pierwszej lepszej drukarni, posiadającej prasę drukarską; nadzwyczaj łaskawa dla czasopism poczta amerykańska (1 cent od funta na całe Stany Zjednoczone), rozsyła na wszystkie strony egzemplarz odbity; niewybredni czytelnicy rekrutują się tem łatwiej, im ogniściej pan redaktor wymyśla; jeżeli więc wydawca posiada dosyć pieniędzy, by przetrwać kilka lub