Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dziwny starzec czytał, jak zwykle, w myślach przyjaciela.
— Tak — mówił smutno, zapatrzony wdal. — Strasznych rzeczy byliśmy świadkami. Widziałem je, zanim nadeszły...
— Oh — jęknął Znicz — dlaczegóż Opatrzność nie odwróciła od nas tej próby!
— Jeszcze raz — mówił dalej dr. Chwostek, nie widząc ruchu warg przyjaciela — zwyciężyła siła brutalna... Następstwo tragiczne tego, co było i jest... Nie nadszedł jeszcze czas.... Widzisz, beztroska znów triumfuje, tłum szaleje... Niewolnik namiętności... I nie może być inaczej, bo nie dokonał jeszcze dzieła swego kapitał ducha... Ale dokona. Wydobędzie z jaźni ludzkiej skarby...
Otworzą się oczy i przejrzą, a emanacja miljonów dusz, które przejrzały, przeciwstawi złemu potęgę ducha, druzgocącą bez dział i gazów trujących...
Niedaleka jest ta chwila...
Nadchodzi czas, że wiedza zadziwi się i zadrży na myśl o zbrodniach popełnionych...
A wówczas nastanie Królestwo Ducha...

KONIEC.