Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niu i znów skupił całą uwagę na opracowywane dokumenty.
Ani spostrzegł, jak minęło w ten sposób kilka godzin i już kończyła się noc letnia, ustępując miejsca brzaskowi dziennemu, gdy nareszcie powstał od biurka.
Przypomniał sobie dopiero wówczas, że nie zajrzał jeszcze, co zwykł był czynić, wróciwszy do domu po chwilowej nieobecności, do telefonu automatycznego, notującego skrupulatnie, przy odpowiedniem nastawieniu, bądź to rozmowy właściciela aparatu, bądź to słowa osób, które pragnęły się z nim rozmówić podczas jego nieobecności.
Znicz poruszył rączkę, umieszczoną z boku telefonu, puszczając w ruch taśmę z cienkiej blaszki metalowej tak miękkiej, że igiełka fonografu zaznaczała na niej najlżejsze drgnienia fal głosowych, przekazywanych przez prąd elektryczny.
Widocznie jednak wiedziano powszechnie, że Znicz będzie tego wieczora przemawiał na obchodzie rocznicy „Cudu nad Wisłą“, bo odezwał się tylko głos sekretarza parlamentu europejskiego, zawiadamiający posła o jutrzejszem posiedzeniu parlamentu, poczem nastało milczenie i Znicz chciał już odejść od aparatu, gdy nagle uszu jego doleciały wyrazy, wymawiane cicho, niemal szeptem, w języku niezrozumiałym, ale tak wyraźne, że drgnął i mimowoli rozejrzał się po pokoju, szukając osoby mówiącej.