Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łacowi. Ale w niejednem oku żarzył się bunt, a usta ciskały złorzeczenia.
Już plac zalało szczelnie morze głów, a z wylotów ulic wciąż cisnęły się tysiące.
Przerażeni członkowie rady cofnęli się od okien. Skrzyżowały się zaniepokojone spojrzenia. Nastała chwila bezradnej ciszy.

*

Istotnie, na wiadomość o przerwaniu przez Azjatów frontu europejskiego, Ameryka ocknęła się.
Zawrzało tam, jak w ulu. Stanęła praca. Tłumy wyległy na ulice miast. Wszystkich ogarnęło podniecenie. Prasa, popierająca dotychczas rząd, wystąpiła nagle z artykułami, żądającemi natychmiastowej interwencji zbrojnej.
W chwili — mówiła — gdy stało się jasne to, czego nie przypuszczaliśmy, mianowicie, że Federacja europejska nie oprze się nawale azjatyckiej — należy zapomnieć o wszystkiem, co dzieliło dotychczas Amerykę od Europy.
Bo pogrom Europy, to zagłada cywilizacji, z której i Ameryka wyrosła, a do tego dopuścić nie możemy!
Musimy więc pośpieszyć i to natychmiast z pomocą zagrożonej Europie!
Niech rząd nasz ujawni potęgę militarną Ameryki, pokaże, co przygotował dla śmiałków, wywołujących raz jeszcze wojnę światową, a wów-