Strona:Stefan Żeromski - Wczoraj i dziś. Serya pierwsza.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stał, jak przedtem, trzymając w ręce duży bukiet bladoniebieskich przylaszczek i spoglądał na te kwiaty. Później odszedł stamtąd i spacerował wzdłuż peronu. Wpatrywała się mimowoli w jego mięki kapelusz, oblany światłem słonecznem i doskonale harmonizujący z jasnymi włosami, obserwowała szykowne palto letnie, bukiet kwiatów, powolne, zgrabne ruchy i prowadziła oczyma każdy krok «pana». Wybuchy cierpienia spaliły całą głębinę jej duszy, napełniając ją zarazem, niby gruzami i popiołem, dym jakiś owionął mózg, a serce nic literalnie czuć nie było w stanie.
Nadbiegł pociąg. Pani Ewa szybko wsiadła do wagonu i znalazła się w małym i pustym przedziale. O minutę później wszedł tam jej wielbiciel. Usiadł w kącie i, jak przedtem, przypatrywał się swoim kwiatom. Pociąg ruszył natychmiast. Pani Dąbrowska, nie odwracając oczu od krajobrazu, przesuwającego się za szybą, trwała w swej nieczułości. Szybki bieg pociągu zdawał się ją unosić, unosić... Nierychło poczuła na sobie wzrok towarzysza drogi. Wiedziała, jak on w tej chwili patrzy, czuła, z jak rozszalałą niecierpliwością wyczekuje na jedno jej spojrzenie, doskonale pojmowała jego tęsknotę za takiem spotkaniem od miesięcy, może od lat...
I nagle serce w niej drgnęło. Zapragnęła namiętnie spojrzeć na człowieka, zobaczyć jego twarz, uśmiech i oczy, oczy.
— Po co mam cierpieć, com winna? — spytała się buntowniczo.
Uczuła w sobie niechęć do wszelkich cierpień tak wielką, że gdyby tylko wstał, wziął ją w ramiona,