Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
80

Hrabia przysłuchiwał się z głęboko uważnem i do uniżoności grzecznem skupieniem. Jakże bolał nad każdą trudnością wysłowienia się, albo nad brakiem właściwego wyrazu! Nachylał się, pomagał mimiką twarzy, ruchem brwi i całem pogotowiem gestów. Zdawało się, że będzie na ręku nosił tego niezwykłego oficerka... Wśród tych objawów sympatyi grzecznie, ostrożnie i cicho zapytał:
— Czy baterya szanownego pana być może przeniesiona została w te strony?
— Moja baterya? Broń Boże! Ja sam znalazłem się tutaj. A czy szanowny pan wie o miejscu pobytu mojej bateryi?
— O, tak.
— Nie przypuszczałem. Zdawało mi się, że nikt w naszem społeczeństwie nie zajmuje się takiemi sprawami, jak ta.
— Dla czego pan tego nie przypuszczał?
— Baterye artyleryi w czasie pokoju są to zjawiska, doprawdy, mało interesujące. Dopiero w czasie wojny występują na jaw z całą swą siłą i potęgą. Są one, jak choroby, o których istnieniu czasu zdrowia z przyjemnością się nie wie.
— Co do mnie, — mówił hr. Nastawa ze skromnym uśmiechem, — interesują mię te właśnie sprawy, o których się nie myśli, jak o chorobach czasu zdrowia.
— Zaszczyt to prawdziwy dla mej bateryi fortecznej.
— Zaszczyt... — wyrzekł hrabia powoli. Podniósł brwi, słysząc te dość szorstkie słowa ironi-