Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
76

stwo do salonu, widocznie znajdując, że byłoby rzeczą niedostojną, ażeby hrabia zajmował miejsce na ganku. Zgromadzono się też nie w małym gabinecie, gdzie Piotr po raz pierwszy był przyjęty, lecz w białym i wyświeżonym salonie. Potoczyła się rozmowa żywa i banalna, o tematach przygodnych, której, dla jej pospolitości, nie sposób powtórzyć. Hrabia Nastawa mówił łatwo, miło, z wdziękiem. Piotr zazdrościł mu mimowiednie nie tyle łatwości rozmowy, ile przygotowania do zawsze jednakiej zimnej krwi i do swobody, z jaką wytworny gość mówił o tematach nawijających się przypadkowo. Rozłucki dążył zawsze do swobody w stosunku do swych uczuć, do bezuczuciowości niejako, do bezwzględnej obojętności zewnętrznej, do panowania nad każdem swem doznaniem i nad każdym ruchem. Udawało mu się to na skutek pracy i forsy uprzedniej. Hrabia Nastawa posiadał te przymioty jakgdyby z natury, czy też dzięki długotrwałej nauce, która się stała drugą naturą. Po upływie pewnego czasu Piotr spostrzegł jednakże, że w tym gościa spokoju i opanowaniu siebie, poza łatwością bycia i poza władaniem myślami, (jakby się było nie wśród obserwujących ludzi, lecz sam na sam z temi myślami w odosobnionym gabinecie), poza swobodą towarzyską i przygotowaniem do takiej swobody — jest pewna luka. Hrabia Nastawa był tak swobodny i wesoły, dowcipny i rad ze wszystkiego — dla panny Ościeniówny. Piotr pochwycił w locie jedno jego spojrzenie. Zauważył również coś, co się nie da słowem