Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
43

podstarzałych, którą Piotr widział był przy stole. Naradzano się dosyć burzliwie nad tem, w jaki sposób odbywać ów spacer: bryczulką, czy inaczej? Po długich dysertacyach, na wniosek, dość wrzaskliwie, — trzeba to zaznaczyć, — stawiany przez księdza, zdecydowano jechać małym pony i karyolką. Ksiądz udał się do stajni i wszystko w mgnieniu oka zadysponował, zarządził i przeprowadził. Karyolka stanęła przed gankiem. „Proboszcz“ powoził. Obok niego zasiadła kwokowata panna Natalia. Dwa miejsca w tyle zajęte zostały przez pannę Małgorzatę i Piotra. Ponieważ byli odwróceni od kierunku, w którym pobiegł konik, krajobraz począł uciekać przed ich oczyma i płynąć, jak rzeka. Ta okoliczność jeszcze bardziej powiększała trudność obcowania. Panna Małgorzata była zresztą, jak zawsze, spokojna i zrównoważona. Pokazywała gościowi okolicę z wymienieniem nazwy każdej wioski, rzeczki, nawet łąki i parowu. Czyniła to w sposób pilny i dokładny, jak dobra uczennica, wydająca lekcyę bez błędu. Lecz ta geografia nie wystarczała. Należało mówić o czem innem. Piotr próbował, lecz każdy temat witany był grzecznym uśmiechem, potwierdzeniem lub zaprzeczeniem zawsze trafnem, dokładnem, czasami jakiemś półsłówkiem, półdowcipem. Wszystko to jednak było ponad wszelką miarę europejskie i nieco zanadto wykwintne.
Okolica była nadobna, falista, leśna. Pola poprzegradzane lasami zniżały się daleko. Zżęto już zboża i ścierniska stały wszędzie, pozłociste wśród