Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
222

których w porze letniej zjeżdżała pewna ilość niezamożnych rodzin z Niemiec i Belgii dla zażywania ryzykownej kąpieli na tem wiatrowisku.
W kołach sportowych Paryża Rozłucki, poszukujący samotnego miejsca dla swej konstrukcyi, powziął wiadomość o tym placu, zaniedbanym przez sportowców tamtejszych, i natychmiast pojechał, żeby teren obejrzeć. Skoro zaś tam przybył, to, po przeprowadzeniu rokowań z dzierżawcami, osiadł na czas dłuższy. Zastał na pustkowiu zwyczajną szopę, zbudowaną na skraju sosnowego lasu a tuż przy ogromnem, nadmorskiem błoniu. Za pieniądze wydobyte w Paryżu przez Wolskiego, za sumy składkowe różnych stowarzyszeń i kółek, nabył poszczególne części swego latawca. W fabryce automobilów obstalował silnik własnego pomysłu i według swoich skonstruowany planów. Ów silnik, obracający śmigło powietrzne, — niewielka maszynka o sile stu koni, — był to rezultat borykań się wielu lat. Klęską tego pomysłu było rozgrzewanie się maszyny. Praca nad pokonaniem tego przekleństwa trwała wciąż jeszcze. Do chłodzenia silnika używał najrozmaitszych sposobów i nad tem właśnie wciąż się biedził. Śmigło obstalował gdzieindziej, a gdzieindziej drewnianą konstrukcyę statku. Dla taniości sam budował, montował, łączył i spajał poszczególne części swego dzieła w szopie, którą mu na pewien czas poddzierżawiono. Była to robota mocna — na śmierć — i dokładna. Piotr wymyślił specyalny przyrząd sterowniczy, który wprawiał w ruch cały aparat za pomocą jednego