Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
209

pozwolił gościowi czuć się w osamotnieniu. Zaznajomił go z wieloma osobami ze społeczeństwa zarówno francuskiego, jak polskiego, a nadto pamiętał o nim specyalnie i znamiennie go wyróżniał. Przybysz z odległych krajów pożądał rozmowy polskiej, lecz słowo polskie ledwie przeciskało się w tem towarzystwie, było, jak chłopska gwara na Polesiu: służyło do porozumiewania się w rzeczach domowych, pospolitych, nieprzetłomaczalnych na język wielkoświatowy. Ten i ów w trakcie rozmowy dowiadywał się, że mówi z polakiem, a później już ostentacyjnie mówił tylko po polsku z tym amerykańskim wędrowcem, oczywiście, dla zrobienia mu przyjemności. W trakcie owych rozmów przygodnych, narzuconych, jakie się w takich warunkach prowadzi z osobami nieznajomemi, Piotr usłyszał nie bez troski przenikliwy głos Bezmiana, który na całą szerokość sali dowodził komuś po polsku:
— Ależ przecie sam Kautsky oddaje nam Prusy wschodnie! Sam Kautsky!...
Deklaracya ta zrobiła wrażenie. Zainteresowano się w polskim odłamie towarzystwa. Ten i ów pytał sąsiada, któż jest ów Kautsky, który mocen jest oddawać Prusy wschodnie, — komu tenże oddaje Prusy wschodnie... Były także głosy, interesujące się kwestyą, co to są właściwie Prusy wschodnie, — najwięcej zaś takich, które zaciekawiała sprawa, kto w tamtym rogu sali peroruje w sposób równie niezwykły? Piotr uspokoił opinię, zaniepokojoną w swem pobliżu, łagodnym komunikatem, że egzageruje w podobny sposób pewien