Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
174

— Pańska ironia chybia celu. Ważniejszy jest byt i moc kościoła, niż honor księdza, entuzyasty. Jeżeli dla dobra kościoła trzeba poświęcić człowieka, to nikt się wahać nie powinien.
— Dobrze to pan tłomaczy.
— Tutaj jednak nie zachodzi, jak sądzę, nawet taka okoliczność. Zobaczymy, jaki to jest człowiek. Rozczarują się obałamuceni, patrząc na ten lichy mosiądz, który chciał połyskiwać, jak złoto. To będzie zysk. Nie można uwodzić gołębich serc blaskiem fałszywym.
— Ten Wolski nie jest to blask fałszywy. Pan to dobrze wiesz.
— Nie jestem pewny. Poczekam na wyrok.
— Potrzebne panu jest jego potępienie, ażebyś mógł owładnąć pewnem sercem gołębiem, ażebyś mógł je poniżyć...
— Miarkuj się pan!
— Nie chcę. Czynię panu propozycyę. Poniżam się bez granic, czyniąc tę propozycyę pokoju za cenę ocalenia honoru tamtego człowieka.
— Śmieję się z tej pretensyonalnej pozy i z tej pro-pozy-cyi. No i z ciebie, mój młody paniczu. Nie masz już dla mnie żadnej ceny. Dopóki byłeś oficerem, który okrywał mundurem rosyjskim ryngraf tajemniczego polskiego rycerza, budziłeś ciekawość i byłeś, — dla pewnych osób naturalnie, — jakąś zagadkową wielkością. Dziś, gdy zdradziłeś swój wojskowy sztandar i gdyś się stał pospolitym i ordynarnym, codzień spotykanym rewolucyjnym