Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
12

— Dla czego? Czy sprawy same są zniechęcające, czy ludzkie charaktery liche?
Darzewski nie odrazu odpowiedział. Namyślał się nad rodzajem odpowiedzi, której miał udzielić. Rzekł wreszcie:
— Wiktor wynalazł formułę następującą: jedynem prawdziwem bogactwem polskiego plemienia jest jego nędza. Upatruje on w tej nędzy wielkie zalety, wychwala je i podnosi. Ale Wiktor jest optymistą, a nawet entuzyastą. Ja, który patrzę bardzo trzeźwo na rzeczy, dużobym musiał zrobić zastrzeżeń.
Piotr, przysłuchując się napozór obojętnie wywodom Darzewskiego, dziękował sobie samemu za pomysł odwiedzenia tego adwokackiego biura. Coś o adwokaturze Wiktora i Darzewskiego słyszał był od stryja Michała. Dochodziły go i skądinąd wieści mętne, odległe i stłumione. W bezwzględnej samotności swej tęsknił w forcie za pracą, za cieniem pracy, za najlichszą, za najnędzniejszą jej nicią, którąby mu zwijać dano. Żył przez dwa lata w nauce i poznał niemało. Żył w książkach polskich i pochłonął ich bardzo wiele. Zdawało mu się, że wszystkie, jakie tylko są, przeczytał, szukając pracy, istoty pracy, osnowy najkardynalniejszego czynu. Ale książki były martwe, pełne odpychającej jałowości, z treścią zjedzoną przez rutynę formy, gadatliwe, łzawe, albo rozedrgane od bezmyślnej i nieznośnej histeryi uczuć. Poezya, wspomnienia, przemądrzałe nicowanie starej niemocy, wytartej, dziurawej i zdechłej niedoli — oto