Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
156

dząc się i czerwieniąc, Wolski oświadczył, że po przybyciu do Krakowa został oskarżony o roztrwonienie składek specyalnych, zebranych dawniejszemi czasy przez pewne grona ludzkie na rzecz unitów. Na pytanie, czy nie może się z tego wytłomaczyć i usprawiedliwić, odpowiedział, że nie może ze wszystkiego, gdyż w istocie niektóre wydatki z tych właśnie funduszów czynił nieopatrznie, bez pobrania kwitów, niektóre kwity poniszczył umyślnie dla ostrożności, w ciągłej obawie rewizyi i skompromitowania ludzi, a niektóre sumy powydawał na cele ze sprawą związane, lecz uboczne. Są także rzeczy, których sobie przypomnieć nie może. Piotr złościł się z miejsca i wprost wymyślał, jak można w rachunkach nie mieć wszystkiego na piśmie. Ksiądz wstydził się znowu i przysięgał, że wszystko wydał uczciwie, dla siebie nie wziął na owinięcie palca...
— E, tam z tym palcem! — krzyknął Piotr.
— Jednego szeląga bezprawnie nie wydałem...
— I z tym znowu szelągiem! Toć wiem. Przyszczypki u butów, jak wrota u stodoły — i roztrwonienie! Któż to oskarża?
— No któżby? Kler.
— Ale mianowicie, co za jedni?
— Prawowierni, piastunowie cnoty, zelanci z tłustych prebend i posad.
— Jakież mają dowody?
— Dowody są. Och, to ciekawe! Ja patrzę i słucham uważnie, bo to moja przecie sprawa