Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
229

Postać jej wieszała się u jego szyi, białe ręce opasywały ramiona, ciemne oczy zatapiały się w oczy, a usta przemawiały:
— Więceś mnie już zapomniał....
Dźwigał się wtedy na swem siodle, jak tyran, potężnym aktem woli przeobrażał ją, Tatjanę, śliczną swoją kochankę, w wyobrażenie, w symbol, — niweczył ją w swej pamięci i usuwał ze swego pola. Jechał sam, wlepiając oczy w śniadą smugę swej drogi.
Nie wiedział też nic o Tatjanie w ciągu czterech tygodni, gdyż do domu generała nie chodził, a wszelkie wiadomości stamtąd pochodzące wprost unicestwiał, zanim do jego wrażenia dostęp znaleźć mogły. Cieszył się kryształową czystością atmosfery swej woli, której, jak sądził, nic zmącić nie mogło. Ale — jakże się łudził! Zdarzały się w tem jego państwie chwile, wybuchające jakby za wolą, przyczynieniem się i rozporządzeniem szatana. Pewnego dnia, gdy odbywał jeden ze swoich milowych spacerów szosą przez lasy i wzgórza i był od miasta o jakie dziesięć wiorst, usłyszał nagle za sobą poryk automobilu. Wkrótce nadleciał zza załamania się białej drogi wspaniały, lśniący wehikuł i w tumanie kurzu, z pogwizdem swoim go mijał. Piotr podniósł oczy i za szybą — ujrzał Tatjanę. Obok niej siedział Roszow i mademoiselle Mathilde. Tatjana nie miała na głowie kapelusza. Włosy jej otoczone były woalem niebieskawego koloru, który byli swego czasu razem kupowali w Galerie Lafayette. Blada jej twarz zwróciła się