Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
156

ciła go niepostrzeżenie za rękę, a do garçona rzekła, że nie zna od tej chwili owego pana de Eagle.
Głuche podejrzenia nurtowały duszę Piotra. Męczył się, poniżał aż do śledzenia kroków ukochanej, aż do przeglądania jej pudełka z listami. Przeszukując owo pudełko, trafił na ostatni list malarza po oświadczeniu Tatjany, że ma ukochanego narzeczonego. Malarz pisał z zabawną wyniosłością o swej duszy łacińskiej, tak różnej od duszy słowiańskiej, — nie zgadzał się, ażeby zasłużył na wyrok zanadto surowy, jaki go spotkał, i, jako „latyn“, wysypał istny kosz słów banalnie ugrzecznionych....
I oto wśród tych wszystkich trosk zazdrości i wśród dowodów miłosnego poświęcenia, które zazdrość niweczyła do ostatniego śladu, by za chwilę sama zniknąć bez śladu w ogniu jakiegoś nowego podejrzenia, — nadleciał nagły i niespodziany dzień wyjazdu. Wszystkie troski miłosnego dnia jak olbrzymie góry zapadły się w ziemię. Piotr znalazł się na dworcu północnym, odprowadzany przez Tatjanę i mademoiselle Mathilde. Wielka hala pełna była dymu. Ukazała się oczom, jak straszna baśń o tem, co się ma dokonać. Tatjana zanosiła się od płaczu. Na nic nie pomnąc, obejmowała Piotra i przytulała się do niego, jakby w śmiertelnej przed czemś trwodze. Wskazówki wielkiego zegara posuwały się nieubłaganie, niemiłosiernie.... Tatjana jeszcze raz pochwyciła ręce Piotra i, wyciskając na nich bolesne pocałunki, błagała o przebaczenie za to, co przez nią wycierpiał.