Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
128

stóp, pewnych w niej usposobień nie wytępi, chociaż przez bezgraniczną miłość robiła wszystko, co było w jej mocy, i niemal uczuwała wszystko, czego chciał, co czuć kazał. Pojmował dobrze, że tego w niej niema, a co jest, przezeń jest stworzone. Nie mógł zupełnie zwalczyć jej oporu. Siłą uczucia mierzył twardość opoki, na której wyrosło wszystko, co nią było. To też pewnego dnia, kiedy nie mógł jej widzieć, poszedł sam do Notre-Dame i długie tam przepędził godziny. Obok posągu Opiekunki miasta ustawiono podówczas posąg Joanny d’Arc. Posążek był ordynarny, wcale nie artystyczny, zwykły, z białego marmuru. Piotr wpatrzył się w ten posąg, wmyślił w dzieje Joanny — i oto z jego serca wybuchnęło błaganie do bohaterki, ażeby jej dusza ocknęła się w duszy Tatjany. Nie wiedział, czego chce, co czyni, nie przypuszczał nawet, że się modli. Nie zdawał sobie sprawy, do jakich dzieł chce Tatjanę podźwignąć, zagrzać i popchnąć, — ani o co mu chodzi. Był jak niemowa, usiłujący wymówić całe zdanie, albo jak idyota, któryby chciał zbudować nieskazitelny syllogizm. Wpatrywał się gorejącemi oczyma w postać dziewicy, zakutej w pancerną stal, i błagał usilnie o przemienienie duszy Tatjany w duszę Joanny d’Arc. Nikogo nie było w olbrzymim kościele. Panował mrok, w który sączyło się fioletowe światło z kolistego witrażu. Piotr czuł, jak gdyby był wrośnięty w kamienną posadzkę, a pragnął podnieść się, podźwignąć w górę. W chwili tej nieobecną Tatjanę miał na swej piersi i obej-