Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prawowitej, odwiecznej władzy, — ośmiela go do podniesienia ręki na cześć świętego Marka, — buntuje go przeciwko ojczyźnie. Z chwilą kiedy zwrócicie się przeciwko najeźdźcy, lud straci w nim podstawę, źródło poduszczeń, i stanie po waszej stronie. Lud jest, jak dziecko. Ocknie się z szału w ciągu jednej godziny i, jak jeden człowiek, pośpieszy ku obronie narodowej świętości. Należałoby tedy wytężyć wszystkie siły...

CONDULMERO
(niecierpliwie)
— Dostojny panie hrabio, my czynimy, na co nas stać! Krew francuska obfitą strugą polała się w Weronie. Włoska ręka nie zadrżała przed niczem! Ale nasze oczy nie jedno widzą. Patrzymy na skutki i sięgamy myślą do głębin. Ludność Werony musiała być rozbrojona, a ów lud wiejski, na który się tu powoływano, górale z okolic Bergamo, — również broń złożył, jak się właśnie dowiaduję. Co stokroć gorsza, w Salo nad Gardą wybuchło wśród chłopów, — powtarzam — wśród chłopów, — powstanie przeciwko świętemu Markowi. Rozbrojono tam naszych Dalmatyńców do nogi.

MIKOŁAJ ERIZZO
(z przerażeniem)
— Madonna!

(Służący rozchyla portyerę i wpuszcza trzech nowych gości).