Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

patrz na zołmierza. Pilnuj, gdzie bagnet uderza! Kto ta podeszwę obaczyć chcesz, — w ślepie mi naprzód chodź!

ZALESIAK
— U naju ta beł, w naszej, mówię, wsi taki rozdołek. Droga tamtędy akuratnie szła między żytami w dół, a popóźniej znowu wzgórę. Biała droga, kolejasta, głęboka, na jeden wóz, jako się patrzy. To jak akuratnie przedeżniwy żyto falami idzie, a tu bławat nade drogą, macierzanka pachnie bardzo pieknie, — idziewa... Przepiórki we zbożach pokrzykają raz wraz, bo to nad wieczorkiem, a rosa padła. Dopiero widać na wzgóreczku het — het — we trzech jedlach...

OGNIEWSKI
— Już się chłopu gęba rozdygotała, jak kasza w garnku. Wara ci w kamraty żal cedzić, zołmierza smętkiem psuć!

ZALESIAK
— Słowa powiedzieć nie dadzą! Komuż powiem?

OGNIEWSKI
— Tamtym powiedz! (Wskazuje na bagnety karabinów.) Powiedz im, niech biją w ścianę niemiecką. Ściana niemiecka między tobą i twoją drogą. Wiesz teraz?

ZALESIAK
— Już ta on, choć i mój, nie jeden brzuch ozdarł, a ściana stoi. Mnie uczyć! Jak my w doliny jakiesi, mię-