Strona:Stefan-Żeromski-Miedzymorze.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kamienny młot człowieka uderzał w furyi we włochatą pierś zwierzęcą.
Jakże brzmiało imię miłosne, którem przyzywał z oddali towarzyszkę?
Jak brzmiało słowo pieszczoty, wycmokane w stronę kolebki z wikliny?
Jakie nazwy nosiły przedmioty i suma ich, widok tej ziemi, — prawa i złudy, których istnienia nauczyło go uczucie głodu i uczucie honoru?
Siła jego i zastępujące siłę oszustwo przewaliło się poprzez siłę niedźwiedzia i tura, wilka i łosia.
O, potomne mewy, o, bezpamiętne ptaki, które z wyżyny swojej tyle widzicie!
Czy takiesame, jak my, żywiąc uczucie bolesnej a niewytrzebionej miłości swego potomstwa i gatunku, macie i inne nasze uczucia, przesądy i przywary?
Pamiętacie każda z osobna, jako ród, jako zbiorowisko, aż do najdrobniejszego szczegółu, aż do najlżejszego porozumienia, co czynił praojciec i pramatka przed niezliczonemi wiekami.
Macie jakoweś niezłomne prawa, rządzące państwem skrzydlatem.
Lecz czy macie jakiekolwiek wspomnienia?
Tyle widziałyście, siedząc na swem dziedzictwie przez wieki, na rewie między Kużnicą i Rewą, odkąd się z wód wyhynęła! Może podajecie w swej mowie, w swym zbiorowym rozgwarze, w zgiełkliwem swem obmowisku, w wynurzeniach krzykliwych i nahalnych jakoweś swoje klechdy i dzieje.
Może porozumiewacie się swoim sposobem,