Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak dziś pamiętam: nagle do mieszkania wpada
Kozak, istotny żebrak, a miał głód nielada,

215 
Bo biegał jak waryjat, w wszystkie kąty wglądał,

»Kusać! kusać!« wołając. Znalazł, czego żądał,
Bo, skoczywszy ku piecu, spostrzegł odwarzone
Bulki w garncu na murku, a już odcedzone,
I suje gdzieś w suknisko. Ja przy takiej sprawie,

220 
Bom miał lat najwięcej pięć, siedząc więc na ławie

Przy piecu, a w koszuli, łyżką uzbrojony,
Snać wyglądałem miski, — widzę przerażony,
Że wszystko z sobą zabrał; dalej w krzyk! Chłopisko
Jakoś zmiękło, zbliża się, otwiera suknisko,

225 
Kładzie mi do koszuli. Jam patrzał jak w tuza, —

A on z resztą ziemniaków szedł pobić Francuza.”

„A pobił go?” — rzekł Bienek. „Toć pobił”, — odwrócił
Boncyk — „pobił powtóre, na ograbki zmłócił
Silą naszych ziemniaków, a kto mi nie wierzy,

230 
Musi siedzieć o suchem gardle do wieczerzy.”


Tu zerwali się goście. Spora butel wina
Lała, krążąc, sok czysty w kubki. Już łysina
Bieńka niecoś nabrała koloru żywszego;
Maj, Kornowic i Piecka nie puszczali swego

235 
Języka na popisy z Walentym gadułą,

Zato pieścili w sercu miłość nader czułą
Do kieliszka. Z ich twarzy uśmiech już nie schodził,
Bądź czy pan Rektór figle, czy tragikę płodził,
Odwilżywszy więc wargi, spojrzał Bienek sprytnie

240 
Na Walka, jak zwykł patrzeć, gdy satyrę wytnie,

I rzekł: „Co za duch twórczy w Miechowskich ziemniakach!
A jam tego nie spostrzegł dotąd na mych żakach.
Ileż mac zjeść ich trzeba, kmosiu, by mieć taki
Rozum, jakim Wy we wsi słyniecie?” „Chłopaki