Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak się ktoś może cieszyć: przecie świat bez duszy,
Skoro jego małżonki ciało robak kruszy!
Lecz świat szedł swoim torem; dni, wieczory, ranki —
Bywały jako przedtem, choć Boncyk bez Hanki.
 

695 
Już włożono na mary trumny. Ksiądz żałośnie

Śpiewa: „In paradisum”, a Bienek donośnie
Z ludem hymn ten wtórując, już idzie ku bramie,
Która w natłoku ludu aż się niedziw łamie.
Idą przez most, gościniec, przez zagrodę Krzona

700 
Ku zapłociu; rola na cmentarz przerobiona

Z krzyżem w środku; tam w tyle głęboki na chłopa
Czeka zmarłych wzajemny grób: sucha przykopa.

A gdzie pierwsze złożono, tam w dzień trzeci, czwarty
I w następne wnoszono w grób długi, otwarty

705 
Zwłoki, lecz już bez trumnien, bo dawne mogiły,

Chyba proch tylko drzewa i kostki mieściły,
Zżółkłe, zbutwiałe: czasze, żebra, zęby, szczęki,
Wyschłe piszczele, kości pacierzowej sęki;
Włożywszy je w wzajemną skrzynię, pogrzebano.

710 
Wszak to śmierć łączy ludzi. W życiu się nie znano,

Nie widziano, a w grobie w milczącej przyjaźni
Leżąc, kogoż różnica czy lat, czy płci drażni? —
Gdzie na starym cmentarzu krzyżyk znaleziono
Przeniesiono na nowy. Czy go postawiono

715 
Nad prochem właściciela, kogoż pytać o to?

Boć najstalszym pomnikiem nie śrebro, ni złoto,
Ani kamień z napisem, ni krzyżów ramiona,
Lecz miłe Bogu czyny i cnota wsławiona.

Nad pierwszemi grobami pachnie bujne kwiecie,

720 
Lorka, co je sadziła, już w dalekim świecie!

Lecz jak kwiat się rozrasta, tak się groby mnożą.
Ledwo minie lat kilka, — a na rolę bożą