Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nadbiegł Karczmarczyk, otwarł skrzynię, w której stały
Lampki masła bez soli. Zwykle darowały

245 
Gospodynie miechowskie po każdym cielątku

Kilka lampek na kościół. W innej szafy kątku
Stała z winem butelka, ale pod zamknięciem:
Wino w ampułki wlewać jest Księdza zajęciem!
Przy bocznej zakrystyi ścianie wiecznie stała

250 
Wielka szafa dębowa, z ogromnego cała

Wydłubana odziemka, wszerz i wdłuż okuta,
Pewnie pomnik pierwszego miechowskiego dłóta.
Co w niej było, ministrant mimo swej biegłości
Nie wywąchał; to sekret księdza Jegomości.

255 
Nad nią żerdka na komże, korakle, ręczniki,

Na alby, humerały, paski, nieszporniki,
I cokolwiek się zmieści. Więc chłopcy psotniki,
Skoro na Mszą dzwoniono, nuż żerdź ową doić,
I hurtem się w komeżki i korakle zbroić.

260 
Tak też dzisiaj. Na hasło dzwonów z wielkiej wieży

Cały pułk ministrantów do kościoła bieży;
Wpadli do zakrystyi, jak na znak komendy;
Każdy szuka dla siebie lepszej rewerendy,
Ten uchwycił krajkę, ów sznurki, ów galony

265 
Jakieś wiszące; dzwonią jak we wszystkie dzwony.

Zgięła się żerdź: prask! pada na łby ministrantów
Cała grobla komż, jak świat na małych Adamów.
Kopią się nieboraki. Tu nadszedł, niestety!
Bienek, który potrafi oddać wet za wety!

270 
Już odkrył łeb pierwszego i ognia zakrzesał,

Drugiego, nim się spodział, porządnie rozczesał,
A trzeciego tak głasnął w ucho silną dłonią,
Iż myślał, że to w Rzymie na Msze święte dzwonią;
Czwarty zmiótł; dwaj zostali, jak truśki lękliwi

275 
Tym tylko Bienek grozi. Z tego więc szczęśliwi,