Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Pamiętniki Szkolarza Miechowskiego

I znowu po upływie roku należało uczcić trzeciego z tej czwórki, rektora Bieńka przy sposobności jego pięćdziesięcioletniego jubileuszu nauczycielskiego w r. 1872. Pomnikiem tej uroczystości są Pamiętniki Szkolarza Miechowskiego, zawierające pełne humoru wspomnienia z lat szkolnych. Humor okraszał już dwa poprzednie utwory, kojarząc się w wierszu na imieniny ojca z szczerem uczuciem, w tej wszakże gawędzie skupił się głównie na osobie bohatera, odsuwając na drugi plan uczuciowe zabarwienie, którego użycza raczej obrazowi wsi rodzinnej i starego Bonczyka. Skutki Pamiętników Szkolarza Miechowskiego, o ile szło o osobę jubilata, były poważniejsze, niżby oczekiwać należało po utworze okolicznościowym. Słuchacze przyjęli go entuzjastycznie, tylko solenizant czuł się trochę urażony. (Ks. Szramek: Norbert Bonczyk, Roczniki Tow. Przyj. Nauk na Śląsku II, str. 10.)
Nie dziwi nas entuzjazm słuchaczy, bo przecież tu po raz pierwszy u Bonczyka „przelało się życie samo w poemat” według wyrażenia Kraszewskiego o Starym Kościele Miechowskim. Wydaje się nam, że określenie uczuć solenizanta jako drobnej urazy jest nazbyt łagodne. Zapewne, że Bienek wobec dawnego swego ucznia, a teraz wikarego i przyjaciela sławnego ks. Szafranka nie mógł szczerze okazać, co czuł, — cechowała go stale ostrożność w wynurzeniach przed możniejszymi od siebie — lecz kto go znał tak dobrze, jak ks. Bonczyk, musiał sobie zdawać sprawę, jakim ciosem były dla Bieńka te „Pamiętniki”, które wyjawiały wprawdzie tylko tajemnicę poliszynela, lecz właśnie w chwili tak uroczystej po to jedynie, aby zrobić go narówni coprawda z innymi mieszkańcami Miechowic przedmiotem humorystycznej opowieści. Smaku soli attyckiej w poemacie pan Rektor nie odczuwał, nie należał nigdy do tych Ateńczyków, którzy mogą z przedmiotu swej miłości z lekka podrwiwać mimo całego ukochania. Do przekonania jego nie trafiłyby nigdy komedje Arystofanesa ani fescenniny żołnierzy rzymskich, zażegnywające szyderstwem złe moce w czasie triumfu imperatora. Pan Rektor przywykł stąpać, przynajmniej we własnem prze-