Pójdźmyż do pracujących!” Na zielonej równi
Obrabiają przyciesi i składają główni
Majstrowie wiejscy, Waler, Grabara, Grabowy
I Koruga; pod przycieś mur już wnet gotowy.
A Kuźnia, co w mularstwie i ciesielce biegły,
Tych i owych dogląda; ci się z pracą śpieszą,
Iż budują dom boży, stąd się wielce cieszą.
Ze starego kościoła Anioł Pański dzwonią,
Żegna się Proboszcz z majstrem, a tak w miłej parze
Idą Proboszcz z Rektorem na obiad ku farze.
W cieniu wiecznego klonu stoi uczajony
Domek farski przed dziesięć latmi obielony;
Na gołębnik, podworek, w którym jednostajnie
Maciora z prosiętami i liczne cielęta,
I psów na pół tuzina we zgodzie się krzęta.
Kto śród tych faworytów dojdzie aż do sieni,
Godność tę wciąż piastuje najstarsza służąca,
Koty, psy i prosięta rozumnie karmiąca.
Wówczesną się zakochał Polak Podmorański,
Odtąd chudszym się stawał stół bydła i pański.
Witały się z Fineską szczekającym chórem
Filax, Melas i Nero! „Ha, Fineska szczeka!”:
Woła i drzwi otwiera gosposia Rebeka.
„Obiad dawać,” — Ksiądz mówią — „obiad, bo mam gości!