Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
280 
Ojcu wszędzie jest dobrze, gdy mówi z swą dziatwą.

Pójdźmyż do pracujących!” Na zielonej równi
Obrabiają przyciesi i składają główni
Majstrowie wiejscy, Waler, Grabara, Grabowy
I Koruga; pod przycieś mur już wnet gotowy.

285 
Ci murują, ci rąbią, noszą wapno, cegły,

A Kuźnia, co w mularstwie i ciesielce biegły,
Tych i owych dogląda; ci się z pracą śpieszą,
Iż budują dom boży, stąd się wielce cieszą.
Ze starego kościoła Anioł Pański dzwonią,

290 
Wszyscy modlą się, milcząc, potem szczerą dłonią

Żegna się Proboszcz z majstrem, a tak w miłej parze
Idą Proboszcz z Rektorem na obiad ku farze.
W cieniu wiecznego klonu stoi uczajony
Domek farski przed dziesięć latmi obielony;

295 
Świdrzy czterma oknami na chlewy i stajnie,

Na gołębnik, podworek, w którym jednostajnie
Maciora z prosiętami i liczne cielęta,
I psów na pół tuzina we zgodzie się krzęta.
Kto śród tych faworytów dojdzie aż do sieni,

300 
Wpadnie w zawsze otwarte usta gospodyni.

Godność tę wciąż piastuje najstarsza służąca,
Koty, psy i prosięta rozumnie karmiąca.
Wówczesną się zakochał Polak Podmorański,
Odtąd chudszym się stawał stół bydła i pański.

305 
Gdy do sieni wstąpili ksiądz Proboszcz z Rektorem,

Witały się z Fineską szczekającym chórem
Filax, Melas i Nero! „Ha, Fineska szczeka!”:
Woła i drzwi otwiera gosposia Rebeka.

„Obiad dawać,” — Ksiądz mówią — „obiad, bo mam gości!