Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ów wozi Jejmość Panią drobnemi koniki,
Szymon zaś Jegomości, w tyle siada Niki.

340 
Za tym domem jest drwalnia, pralnia i kurniki.

Nuż następuje zamek! Z przodu na altanie
Często w wieczór pogodny zasiadają Panie:
Jejmość wielmożna Pani i Waleska córka,
Z córkami Anną, Marją pani Inspektórka.

345 
Wszedłszy w pałac, na lewą mieszka Walek sługa,

W prawą pokój dla gości, a w środku sień długa,
Z której drzwi ku południu prowadzą do sali:
Tam państwo, mając gości, wzajemnie jadali.
Z sieni prowadzą schody, kobiercami słane,

350 
Ich poręczą — żelazne pręty wyzłacane.

W górze sala za salą, tam pięknie jak w niebie!
Mawiał mi Karol Burkat, tam pięknie jak w niebie!.
Ba i jam się przekonał, gdym był u Jejmości!”

„Czy i ciebie proszono między pańskich gości?”

355 
Rzekł Draszczyk — „Już zaś marzysz? Kiedyś w zamku bywał?”

„Bywałem, Moiściewy, gdym o biedzie śpiewał!
Rok czterdziesty i siódmy jest mi w pamięć wryty,
Tedy nie byłem chleba, ale płaczu syty!
Tatuś się rozniemogli, mieli złą chorobę;

360 
A za nimi mamusia; w tak nieszczęsną dobę

Dzieci stadko nie miało słusznej opatrzności.
Cóż więc radzić? Poszedłem prosić Jegomości
O pomoc, bowiem do nich każdy się udawał.
Jegomość mnie wysłuchał, wręczył grosza kawał:

365 
»Resztę«, rzekł, »prześlę jutro, gdyż znam ojca twego.«

Cóż się stało? Otóż więc lekarza swojego
Meizlibacha posyłał do ojca codziennie.
Tak przez niedziel dwanaście. Ja zaś nieodmiennie
Rano szedłem do miasta, a to z pańskim groszem,