Rewolucye XIX w. rozganiają ich co lat kilka dziesiątków. Oni jak lekkie pułki jazdy, ustępując naporowi, rozpraszają się na to, aby zgromadzić się na tym samym lub innym punkcie i atakować nieprzyjaciela. Wygnanie, tułactwo, stało się im chlebem powszednim; niektórzy po 3 i 4 razy chwytali za kij tułaczy. Wygnani z Galicyi 1848 r., idą na Śląsk, do Prus i Księstwa poznańskiego, wypędzeni stamtąd 1872 r., wracają do Galicyi, a po cichu szukają »polskiej biedy« w Niemczech, Danii, Szwecyi, Ameryce, na Podlasiu i indziej, apostołując wszędzie katolicką wiarę, a czynią to swobodnie, wesoło, jakby bez troski o jutro. Skąd tyle żywotnej siły w tych ludziach? Daje ją łaska powołania, duch zakonu, żywa wiara w Opatrznościowego Boga i dobrą sprawę, której służą.
Z końcem 1905 r. cyfra Jezuitów polskich wynosiła 473 osób; z tych 215 księży, 119 kleryków, 139 braci. Zarządzał nimi prowincyał Włodzimierz Ledóchowski.