Dla tych samych powodów co królowa, znienawidzony był w narodzie król Jan Kazimierz, dał przecie firmę i o ile umiał, popierał projekt sukcesyi tronu. Gdy na sejmie 1662 r. projekt upadł, powziął myśl złożenia korony i ta myśl nie dawała mu spokoju, dojrzała 1666 r. w tajemnym traktacie z Ludwikiem XIV, a w rok po śmierci królowej, stała się faktem. Szlachta doczekać się nie mogła tej chwili, domagała się natarczywie, bo aż 13 razy, na lutowym sejmie 1668 roku wydalenia z Polski obcych ministrów, rozpuszczenia starego wojska, trzecich wici na pospolite ruszenie i zawiązania konfederacyi jeneralnej de electione. Król 13 razy odmówił, i kazał marszałkowi »żegnać izbę«.
Zanosiło się na rokosz szlachty. Więc król 9 marca t. r. podpisał traktat z Ludwikiem XIV i forytowanym przez tegoż księciem nejburskim Filipem Wilhelmem, swoim niegdyś szwagrem, który mu w zamian za abdykacyę, zapewniał roczną rentę, tytuł królewski i niektóre prawa monarsze; na radzie senatu d. 12—14 czerwca zapowiedział swą abdykacyę i ułożył sposób jej przeprowadzenia; zwołał sejmiki na 23 lipca, sejm abdykacyjny« na 27 sierpnia. Dla »przyzwoitości« marszałek sejmu Stefan Sarnowski prosił 3 września, »ażeby król JM. odmienił swe przedsięwzięcie«. Radzono potem i targowano się o »prowizyę« dla króla (150.000 złp. rocznie), zatwierdzono dyploma abdykacyjne i reversales rzpltej i 16 września król Jan Kazimierz, uwolniwszy naród od posłuszeństwa, po krótkiej rzewnej przemowie, dyploma abdicationia wręczył prymasowi Prażmowskiemu. Dopiero jednak po 10 miesiącach, 7 lipca 1669 r. opuścił Polskę. Więziły go długi 1,433.628 talarów; brewe papiezkie na opactwo św. Germana nadeszło ledwo w maju 1669 r., asekuracya prowizyi (150,000 złp.) stanęła w czerwcu t. r. Król pisał do Ludwika XIV i księcia nejburskiego, prosząc wprost o jałmużnę »aby mnie czemkolwiek wspomożono, celem umożliwienia mi podróży«. Ministrowie Ludwika żartowali, zdetronizowany król polski krzyczy z głodu«. Kurya rzymska odmówiła mu królewskich honorów, bo elekcyjny król po abdykacyi staje się poddanym. W pielgrzymce do Matki Boskiej sokalskiej uchybiano mu; urzędnicy miejscowi nie składali uszanowania, szlachta naumyślnie wyjeżdżała z domu lub usuwała się do dóbr odleglejszych, aby nie powitać ex-króla. Niepodobna sobie wystawić mizerniejszej roli, aż litość bierze nad tym królem weteranem, igraszka Ludwika XIV i jego ministrów, w pogardzie u niedawnych swych poddanych, w długach i w niedostatku i opuszczeniu od wszystkich — krom Jezuitów.
Prawda, Jan Kazimierz był dla nich nietylko łaskawym królem, zawsze ich miał 4 lub 5 na swym dworze, w obozie i podróżach, odwiedzał w kolegiach, warszawskiem zwłaszcza i lwowskiem, przestając z nimi sicut unus e nostris, ale był ich dobrodziejem. Darował im 1658 r. ulubiony Nieporęt, 1666 r. Białołękę (Albumpratum), które opuszczając Polskę oddał im w posiadanie. Podczas sejmu konwokacyjnego w listopadzie 1668 roku, król zamieszkał w Krakowie w Krzysztoforach. Złożyli mu po dawnemu homagium prowincyał Lorencowicz i rektor Kukliński, on też odwiedzi ich w kolegium św. Piotra, i zdaje się, że przez nich otrzymał od O. jenerała Oliwy na spowiednika i teologa swego O. Wojciecha Grabena, z rodziny szwedzkiej w Polsce osiadłej. Lubelscy Jezuici, powracającego z po-
Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce w skróceniu 5 tomów w jednym.djvu/135
Wygląd
Ta strona została przepisana.