aby tej wolności bronili. Uchwała ta zredagowaną była tak zręcznie, że istotnego jej sensu nawet biskupi się nie domacali i już już na nią przyzwalali. Królowi jednak, który ją raz i drugi uważnie odczytał, wydała się ona podejrzaną; nie chcąc obciążyć sumienia, prawie w ostatniej chwili przesłał ją poufnie nadwornym Jezuitom Skardze i Bartczowi do zbadania, zapytując, czy jako król katolicki spokojnie zatwierdzić ją może? Oni zbadali i fortel heretycki wykryli, a nazajutrz skoro świt Skarga obszedł biskupów i po katolicku myślących posłów, przedstawiając im dowodnie niegodziwość podobnej konstytucyi, więc powstali przeciw niej na sejmie, dowodząc, żeby to znaczyło destruere religionem zniszczyć religią katolicką, i projekt uchwały tej upadł niepowrotnie[1].
Nie wskórawszy na sejmach, dyssydenci rzucili się do rokoszu Zebrzydowskiego, jako ostatniej deski ratunku. Jakoż pomiędzy grawaminami rokoszowego zjazdu lubelskiego 1606 r. znajduje się i ten, „że dyssydentów i dysunitów, którzy dotąd w pokoju zostawali, stało się wielkie rozdrażnienie“. Zjazd zaś sandomierski 1606 aż dwa artykuły (26 i 29) poświęcił obronie różnowierców. Jeden domaga się od króla „równej sprawiedliwości, równych nagród i zaszczytów dla różnowierców jak Katolików, bo wszyscy równe ciężary rzpltej ponoszą“; drugi żąda, aby konstytucya sejmu z r. 1593 „o tumultach“ wskrzeszoną i zastosowaną została do tych, którzy kościoły i klasztory katolickie, zbory różnowiercze, cerkwie greckie, szpitale, cmentarze napadają, palą, burzą, albo osoby jakiegokolwiek stanu więżą, lżą i biją“[2]. Rozbierano je jak inne artykuły rokoszowe na sejmie 1607, ale nietylko do żadnej uchwały na korzyść dyssydentów nie przyszło, lecz owszem, nakazano Toruniowi i miastom pruskim przyjąć Jezuitów i ich szkoły w swe mury[3].
Nie był dla nich łaskawszym sejm pacyfikacyjny 1609 r. Król wprawdzie przyrzekł „ukontentować“ dyssydentów, ale byłoż to w jego mocy?