wom: „tfu-tfu-tfu“ zamiast mieć cierpliwą cześć wobec praw. Ale powiedzcie przecie, czy są jeszcze tacy, co znają owe 210, czy 2100 czy nawet 21 000 praw?
Ten z połonin: — Pewnie że są, ale same prawa już posłuchu nie mają, bo nie mają swoich sądków, to jest służby wybranej, zaprzysiężonej i zatwierdzonej. Dlatego posilcie nas swoimi zapasami, chociaż powiadacie, że suche.
Ten z dołów: — Zrobimy co możliwe, a wy pozwólcie nam posilić się waszymi zapasami soczystymi. Ale powiedzcie jeszcze przecie, czy nie można by zebrać jakoś waszych praw nie tylko dla ucha i dla myśli, ale także dla oczu, a przez to dla wszystkich kto chce je poznać, dla narodu i narodów?
Ten z połonin: — Od dłuższego czasu biega tu po drogach i ścieżkach górskich pewien młody człowiek bardzo żywy i niby to chętny, który od kilku lat uczy się starych praw na pamięć tak prędko i gwałtownie, że kto stary i rozważny — jest w strachu. Mówią, że galopem leci, ale co miesiąc jaki tysiączek praw połyka. A potem łapie ludzi po drogach i parzy ich prawami. I z tego, gdy go już z daleka zobaczą, uciekają odeń. On zaś narzeka, że niewdzięcznicy, że nie docenili jaki zeń wielki mąż. Potem już narzeka na wszystkich, na całą gminę i gromadę, jak gdyby zdzierał z nich lice i krzyczy, że wszystkie lica fałszywe, podrobione i przed prawem nieważne. Głosi, że poznał cenę ludzi i że nie ma młodych szczerych i gorących, tylko sami zimni, wygaśli i starzy. I z tego poznać od razu, że nie od starych ojców nauczył się praw, że nie zaprzysiągł swemu nauczycielowi zaprzysiężonemu, tylko po prostu wywąchał i wyszpiegował z ciekawości i dla przechwałek. Całe szczęście, że pisać nie umie. I nie nauczy się. — Ha, zostawmy to.
Ten z dołów: — Pozwólcie, cóż to za wielkie szczęście? Chybaby raczej było szczęściem, gdyby zapisał, bo wówczas nikt nie śmiałby wam cisnąć w oczy: „Nie macie prawa.“
Ten z połonin: — Szczęście, bo przecie nikt nie naszeptał mu i nie zasadził w nim głównego prawa i tego, że trzeba nieustannie ku niemu zaglądać i modlić się. Gdyby takie zapisane prawa, bez duszy i bez rozumienia rozkazywały, toby ludzie byli spętani na wieki. Tym mniej wytrajkotanych praw nikt nie będzie szanować i nie uwierzy im.
Ten z dołów: — Szkoda tego młodego, ale to słuszne, że ten co oskarża, wzrokiem dziurawi i niby to na znawcę ludzi się
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/534
Wygląd
Ta strona została skorygowana.