Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/409

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Powietrze przesycone żywicą i wilgocią chłodziło wciąż nowymi powiewami. Izbowy pot, zaduch i dym łuszczyły się z ciała, mrok i ciasnota podwórza rozsunęły się.
Tanasij odwrócił się i półoparty o niskie budynki oglądał sobie z dala podwórze. Właśnie strzelec dworski Semen przeprowadzał ostrożnie od stajni przez tłum osiodłanego już gniadosza, podążając w poprzek podwórza ku lewemu kątowi aż pod bramę. Trzymany krótko koń, niepokojony wciąż niesfornymi odgłosami z tłumu, to strzygł uszy, to wskakiwał lekko, a gdy doszedł na miejsce, drżał na całym ciele i rżał cicho. Tam czekał dziedzic. Tuląc głowę do szyi konia uspokajał go szeptem.
Za chwilę opodal Tanasija, w prawym kącie podwórza przy furtce wiodącej do komory, stanął całkowicie zaspany Gawecio z drzemiącą kobyłą Tanasija. Oba konie były zwrócone głowami ku jasności, ku wyjściu. Coraz nowi goście a także domownicy wsypywali się na podwórze, celem pożegnania obu szanownych kumów.
Tanasij podszedł ku kobyle. Delikatnie skubiąc jej uszy i grzywę i głaskając nozdrza witał się głośno:
— Dobrześ nocowała czicziena starucho?
Klacz nie otwierając oczu wąchała znajome ręce, machała przyjaźnie ogonem.
— Ho, ho — zrzędził czule Tanasij — tutaj nie to co u nas, rozpieszczają stare kobylisko, do ciepła kładą, do łóżka z pańskim koniem.
Spojrzał ku pańskiemu koniowi i zdumiał się. Dostrzegł, że dziedzic wyciągnął z siodła nowe błyszczące pistolety i nabijał je.
— Po cóż wam to, panie? — pytał.
Dziedzic był zasępiony. Stojąc za koniem odpowiadał niechętnie, a z zakłopotania rozwlekle.
— Przyda się. Fudor Giełeta leśny człek, zakąsił na mnie zęby. Odgraża się, że żaden pan tu mieszkać nie będzie.
— I za to chcecie strzelać do niego?
— W obronie. Strzelał już do mnie z zasadzki, któż inny...
— Z rysiem ciaćkać się, a strzelać do człowieka?
— Do zbója — poprawił dziedzic.
— Zbój to zbój — odpowiadał Tanasij nieco głośniej zza kobyły — z czemnym nietrudno, a no pokażcie ze zbójem.
— Niczego nie chcę pokazywać — odpowiadał dziedzic zwię-