Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ko. My na czwartym piętrze, a teraz do rewaszy, idźmy wyżej.
— Jeszcze wyżej?
— Na inną wieżę, taką na której jest miara na wszystko. — Pan Jakobènc zadarł głowę ku chmurom, obwieścił głośno i gładko jak tekst wyuczony: — Wam się wciąż zdaje, że świat od przedwczoraj, pamięć dziada, pradziad już daleko, dalej już drzewa — wielka mi parada. Świat was wyśmieje, świat stary, świat chytry, widział to i owo. I już zapomniał. Stygnie. Może do jutra wystygnie. Rewasz ormiański najlepszy, najstarszy. Zakarbowany od tysięcy lat. Dla nas lat tysiąc to drobiazg, to nic. (A zważcie: tysiąc lat — to dziesięć setek). Mówią tu „szlachta, szlachta“, a gdzież szlachta? Nasza najstarsza i nasi królowie! Wciąż powiadacie: „junactwo, swoboda.“ A gdzież junactwo? Posłuchajcie ludzie, nie mój interes, a szkoda was przecie. Był u nas junak-król, zwał się Sembat, z wielkiego rodu Bagracjan — to nie z książek, ta krew jest jeszcze, kto by się tam chwalił... Sembat, król spod Araratu, „źródło, źródło cnót“, pisze książka stara. Mocny jak pancerz, sam, dzień-noc w pancerzu. Raz jechał na wojnę przez las, koń też w pancerzu, i coś do głowy mu przyszło, spiął konia, ścisnął nogami mocno, uchwycił gałąź, podniósł się wraz z koniem. Widzicie — trzymał się tak długo, aż mu się sprzykrzyło.
Trawy kiwały się w gorącym wietrze, głowy wtórowały nieustannie. Pan Jakobènc dmuchał na wiatr i recytował dalej:
— Śmiały zanadto król z garstką śmiałków z gór przeciw tysiącom się ważył. I co? Rozbił raz, drugi, dziesiąty jak ryś owce. Aż go nakryli jak liściem i trawą i do niewoli, aż do Carogrodu. Tam go do cyrku zawlekli na pokaz między niedźwiedzie, byki, lwy: „Pokaż, mospanie-królu, co potrafisz!“ Carogrodzianie myślą, że już po nim. A to był Sembat. Król Ormianin, junak król. Grzecznie uśmiechał się, a powolutku jednego byka za rogi — łap, trzask. Drugiego byka — trzask, kark mu skręcił. Niedźwiedzia pięścią po łbie — buch! kark skręcił. Lwa garścią zdusił, usiadł sobie na nim, uśmiechał się grzecznie. Lud w cyrku oszalał: „Cześć mu, to król, nie piecuch skapłoniony!“ Cóż zrobił cesarz? Zaraz do pałacu ceremonialnie prosił na kolację. Tam fetowali Sembata: „Niech żyje król junacki a wieczny nasz przyjaciel.“ I pod Ararat wrócił król Sembat w honorach, nawet z niewoli zwycięzca. Taki był Sembat, król spod Araratu, „źródło, źródło cnót“ — pisze